niedziela, 2 października 2016

Rozdział 26.5

Rozdział 26.5
Decyzja, która zmieni życie

Czy wierzycie w przeznaczenie? Że wasz los jest już zaplanowany? Że nie możecie zrobić absolutnie nic by to zmienić? Ja nie wiem. Nie jestem pewna. Czy urodziłam się po to by ją spotkać? Po to by obronić świat? A może to jednak czyn zadecydował o mojej przyszłości. Nie wiem. Ale...Gdybym miała odpowiedzieć...Myślę, że jednak mam wpływ na to co się stanie. Ale, żeby to zobaczyć trzeba czekać. Czekać, a wtedy...Dowiem się kim tak naprawdę jestem.

*   *   *
Przez całą noc nie mogłam zmrużyć oka. Jeszcze chyba nigdy w życiu tak się nie stresowałam. Co jeśli powiedzą, że już za późno na naukę? Co jeśli mnie wyśmieją? Sama nie jestem co do tego wszystkiego pewna... Boje się jeździć...Najbardziej boje się ich reakcji... Ale naprawdę chcę by tu została. Herman powinien przyjść za chwilę ją obejrzeć. Johanna będzie pewnie w pobliżu... Trzeba będzie też spytać o cenę...Jestem ciekawa co powie Ivy...
W stajni od rana panował gwar. Jako pierwszą ujrzałam Lisbeth, która powitała mnie promiennym uśmiechem.
- Czy... Był tu może Herman...? - zapytałam jakbym się czegoś obawiała.
- Nie, nie widziałam go. Potrzebujesz czegoś?
Pokręciłam głową  i podniosłam szczotkę z półki. Rozejrzałam się dookoła i natychmiast zauważyłam, że jej nie ma.
- Lis... Gdzie ona jest...?
- Spokojnie.  Lora wyprowadziła ją na wybieg.
Odetchnęłam z ulgą i poklepałam po szyji Lemon.
- W takim razie to tobą się dziś zajmę.
Wykonałam parę zamaszystych ruchów gdy zorientowałam się, że cała się trzęse. Coraz szybciej przesuwałam szczotką po czarnej sierści. Lemon parsknął głośno.
- P-przepraszam mały...
Usłyszałam dźwięk kroków i obróciłam się gwałtownie. Herman.
- Cześć Raven.
- H...H-hej...
- Gdzie jest ta klacz?
- N-n-na wybiegu...
- Pójdziesz po nią? Naprawdę chciałbm ją zobaczyć.
- Hę...? J-jasne!
Pobiegłam w stronę wybiegu podniesiona trochę na duchu tym, że Herman chciał ją obejrzeć.
Jednak zaraz mój kawałek nadziei znów rozwiały wątpliwości. Przy ogrodzeniu stali dwaj mężczyźni. Jeden z nich był ubrany w wyjątkowo elegancki strój jeździecki. Był wysoki i chudy. Miał czarne wąsy i przyczesane do tyłu włosy. Obok stało jego przeciwieństwo. Drugi stał zgarbiony w jasno brązowym długim płaszczu. Czarne włosy miał tylko po bokach a reszta głowy łysa.
Odczekałam chwilę, a gdy odeszli popędziłam do klaczy.
- Kim byli ci ludzie...?
W odpowiedzi zarżała cicho, a ja wiedziałam, że nie ma chwili do stracenia. Jak tylko przyprowadzę ją do Hermana muszę natychmiast znaleźć Josha.
- Nie wzięłam kantara...! - jęknęłam.
Nie mogę teraz wrócić do stajni.
- Idziemy, mała.
Położyłam jej jedną rękę na grzbiecie a drugą na szyi.
- Tylko proszę... Bądź spokojna...
Rozejrzałam się czy nikt nie jedzie. Biorąc pod uwagę to, że jest płochliwa, brak kantara może stanowić poważny problem. Ruszyłam w kierunku stajni.
- Dobrze... Trzymaj tak dalej.
Ale jak to w najsłynniejszej stajni Jorvik, ktoś musi jechać po głównej ścieżce. Duży koń minął nas z zaskakującą prędkością, a ona wyszarpnęła się z mojego uścisku.
- Nie...! Nic się nie stało...!
Wierzgnęła do tyłu, a ja odskoczyłam. Teraz sobie zdałam sprawę. Przeceniłam swoje możliwości. Nie mam doświadczenia. Boje się...
Mogłam tylko patrzeć jak kolejne osoby przejeżdżają obok nas, a ona jest strasznie zestresowana.
Co robić...? Ale...Od kiedy to ja zastanawiam się nad tym co robię...
Podbiegłam do niej.
- Proszę, uspokój się...!
Uniosła w górę przednie kopyta.
- Idziemy do stajni... Do domu...
Nagle usłyszałam okropny dźwięk. Odruchowo się odwróciłam. Ciężarówka. Omiotłam wzrokiem ścieżkę. Powinna przejechać, ale co stanie się kiedy będzie obok nas... Możliwe, że klacz wpadnie pod koła jeśli spłoszy się jeszcze bardziej.
- Na bok...
Ciężarówka nieubłagalnie zbliżała się w naszą stronę.
- Na bok! - zignorowałam próbę stanięcia przez klacz dęba i rzuciłam się jej na szyje. Próbowała się wyrwać, ale ja przytrzymałam ją mocniej.
Ciężarówka przejechała, a spowodowany przez nią podmuch wiatru rozwiał jej grzywę. Uchyliłam powieki. Stała tam. Obok mnie. Nie uciekła. Nie kopnęła mnie. Nie wyrwała mi się. Została przy mnie, zupełnie spokojna.
Odetchnęłam i poklepałam ją po pysku.
- Z tobą to zawsze jakieś problemy. Chodźmy!
 Droga do stajni minęła w miarę szybko, ale z każdym krokiem stres narastał, że kiedy już tam dojdziemy okaże się.... Nie. Nie mogę teraz o tym myśleć.
Przechodząc przez bramę usłyszałam swoje imię.
- Raven! - zobaczyłam jak Joshy biegnie w moją stronę.
- Cześć...
- Co jest? - spojrzał pytająco na klacz.
- Herman chciałby ją zobaczyć...
- A właśnie... Wiesz, że w następnym tygodniu wyjeżdżamy..?
Kiwnęłam głową. Właśnie. Teraz muszę spytać...
- Kim byli...Tamci obok... Wybiegu...
- Kto?
Zająknęłam się.
- Masz na myśli pana Smitha i Sandsa?
- Hm?
- Są zainteresowani kupnem i...
- Na Aideen, ona jest piękna...! - westchnął Herman, gdy zobaczył klacz.
- Prawda? - z zapałem przytaknęłam.
- Podejdźcie tu - powiedział.
Joshy pomógł mi zaprowadzić ją do boksu, gdzie Herman dokładnie ją obejrzał.
- W pełni sprawna... Niezwykle rzadkie umaszczenie... Mówisz, że jest płochliwa?
- Tak...- odparł jakby z żalem Joshy.
- Nic poza tym?
- Raczej nie.
- Aktualna cena...? - spytał z powagą w głosie.
- 70 tysięcy szylingów... Cały czas się podwyższa...
Herman wypuścił powietrze. Zacisnęłam ręce w pięści czekając na jego odpowiedź.
- Czy jest szansa na spotkanie się z człowiekiem chętnym do kupna.
Chłopak kiwnął głową.
- Panowie Smith i Sands zostają tu tak jak my, do następnego tygodnia.
- Możesz powtórzyć to drugie nazwisko...?
- Sands. Nie wygląda na takiego, ale tata mówi, że jest posiadaczem ogromnej firmy.
Herman wydawał być się oszołomiony. Nie miałam pojęcia o co chodzi.
- Powiedziałem coś nie tak?
- Nie, nie...- zaprzeczył - Czy mógłbym spotkać twoich rodziców? Chciałbym złożyć ofertę.
Co...? Co on właśnie powiedział...?
- Oczywiście. Jak tylko wrócą z jazdy od razu ich poinformuję.
- Naprawdę?! - wykrzyknęłam - Chcesz ją kupić?
- Nie chce ci robić nadziei, Raven. Wydaje mi się, że natknęliśmy się na ciężkich rywali...
Nie zdążyłam przemyśleć tego co powiedział bo do stajni wpadła Johanna.
- Tutaj jest! - wysapała.
Spojrzeliśmy na nią pytająco.
- Szukałam tej klaczy wszędzie... Myślałam, że uciekła...!
- Przecież mówiłam, że Raven chce pokazać ją Hermanowi...- powiedziała wyłaniająca się zza rogu Lisbeth.
- Hm? Co tu się dzieje? - kolejna osoba weszła do stajni.
- Cześć, Ivy... - pomachałam do niej z zażenowanym uśmiechem.
- Herman, czyżbyś chciał kupić znowu jakiegoś konia?- spytała podejrzliwie Johanna.
- Dokładnie.
- Mamy pełne ręce roboty z tym co już kupiliśmy więc może się zastanów.
- Ja myślę, że to dobry pomysł - powiedziała Lisbeth -Raven się do niej przywiązała.
- A jaka jest cena?
Zrobiło się niezłe zamieszanie... Wszyscy zadawali setki pytań, a ja wiedziałam, że nadszedł ten moment. Wszyscy się tu zgromadzili.
- Um...Przepraszam...- zaczęłam nieśmiało.
- Nie, to za drogo. Nie zgadzam się.
- Zrozum Johanna...
- Koń jak koń.
- Mogę coś powie...
- Zapewniam, że jest całkowicie czystej krwi, świetnie wyszkolona - próbował przekonać ją Joshy.
- Ale cena wciąż idzie w górę?
- Tu nie chodzi o cenę tylko o wieź - Lisbeth zaczęła się trochę irytować.
- Dziewczyna, która nie lubi koni nawiązała więź w parę dni?
Johanna była taka tylko wtedy, kiedy naprawdę ją coś zdenerwowało. Nie wiem tylko co to mogło być...
- A niby czemu, nie? - wtrąciła się Ivy.
- Ej, słuchajcie...- spróbowałam ponownie.
- Bo to Raven! Ona nigdy nie chciała dosiąść konia!
- Najwyraźniej się to zmieniło - Joshy spojrzał na mnie.
- Szczerze w to wątpię . Dlaczego nagle miałaby...
- CISZA! - wrzasnęłam.
Wszyscy umilkli. Wzięłam głęboki wdech.
- Jeżeli ma ktoś do mnie jakieś pytania, proszę kierować je do mnie - zaczęłam - Myślę, że to ja znam na nie odpowiedź. Chciałam też powiedzieć, że... Że...- odetchnęłam - Chcę nauczyć się jeździć konno.
Zapadła jeszcze większa cisza niż przedtem.
- Co powiedziałaś...?
Wyprostowałam się i odezwałam się głośniejszym tonem,
- Chce nauczyć się jeździć konno.
- Nie możliwe....
Teraz nie mam już nic do ukrycia. Chce powiedzieć wszystko co leży mi na sercu.
- Wiem, że to nie będzie łatwe, ale... Johanna. Mylisz się. Nie jestem do końca pewna czy to można nazwać więziom, ale wiem na pewno, że nie chce by ta klacz opuściła naszą stajnie. Lisbeth. Mówiłaś, żebym zajmowała się też innymi końmi, ale ja zawsze wracałam do niej. To dlatego, że ona jest wyjątkowa. Nie rozumiem swoich myśli, dlatego nie jestem w stanie wytłumaczyć czemu tak uważam. Ivy. Dzięki tobie odkryłam prawdziwe piękno Jorvik. Prawdziwe piękno można ujrzeć tylko siedząc na grzbiecie konia. Joshy. Dziękuję ci za to, że jesteś tu jako ktoś na kim mogę polegać, i dziękuje za to, że zdecydowałeś się przyjechać do stajni Jorvik. Herman... Dziękuje ci za to, że wysłuchałeś mnie i zainteresowałeś się nią. To co wydarzyło się w te kilka ostatnich dni, zawarzyło na mojej decyzji. Chcę nauczyć się jeździć więc... Pomożecie mi?

*   *   * 
- Ubierz to!
- Nie, to będzie ci bardziej pasować!
Lisbeth i Ivy przeszukiwały skrzynie z ubraniami do jazdy.
- Czy to ma jakieś znaczenie...?- jęknęłam.
- No jasne, że tak - zrobiła obrażoną minę Ivy, na co się roześmiałyśmy.
- Ivy ma rację, musisz dobrze wyglądać. Twój pierwszy raz na koniu musi być idealny.
- Byłam z Ivy na Angel...
- To się nie liczy! Teraz będziesz jeździć sama!
Na tą myśl przebiegł mnie lekki dreszcz. A co jeśli spadnę... Wszyscy będą na mnie patrzeć...
Ivy położyła mi rękę na ramieniu.
- Poradzisz sobie. Na pewno.
Spróbowałam się uśmiechnąć. Pewnie nie wyszło...
- Znalazłam! - krzyknęła triumfalnie Lisbeth - Idealne dla ciebie.
Włożyłam na siebie cały sprzęt i wyszłam z dziewczynami na dwór. Wszyscy stali obok małego padoku obok stajni. Ich oczy zwróciły się w moją stronę.
Johanna podeszła do mnie.
- Nie myślałam, że ten dzień kiedyś nastąpi - powiedziała cicho.
- Nie róbmy z tego jakiejś wielkiej rzeczy...- uśmiechnęłam się lekko.
- Świetnie wyglądasz - odezwał się Herman - Te ubrania leżą na tobie idealnie.
- Prawda? - objęła mnie ramieniem Ivy.
- No dobrze w czasie, kiedy wy się przebierałyście my przygotowaliśmy ci konia. Wyprowadź go Joshy.
Tego byłam najbardziej ciekawa. Nie miałam pojęcia na jakim koniu będę jeździć.
Joshy powoli wyprowadził z boksu przygotowanego konia. To ona.
- Hę...?! Będę na niej jeździć?
Kiwnęli głowami. Myślałam, że naukę zacznę na jakimś kucyku lub co najwyżej Jorvik gorącokrwistym.
- J-jesteście pewni...? Ona jest płochliwa i w ogóle...
- Skoro chcesz na niej jeździć to trzeba to zrobić od razu. Podczas lekcji nawiążecie ze sobą prawdziwą więź - mrugnęła do mnie Johanna.
- Ale...
- Rodzice wyrazili zgodę - powiedział Joshy.
Ivy poklepała klacz po pysku.
- Na co czekasz? Wsiadaj!