środa, 17 sierpnia 2016

Rozdział 26.3

Rozdział 26.3
część III

Wstałam z niewielką nadzieją, że ten dzień będzie nieco ciekawszy niż zwykle. Pierwsze co zrobiłam to chwyciłam szczotkę i podeszłam do niej.
- Raven, nie musisz jej tak cały czas czyścić - powiedziała Lisbeth - Jest jeszcze dużo innych koni, które potrzebują szczotkowania bardziej niż ona.
- I tak będe musiała to zrobić...
- Słuchaj ona tylko stoi tu, a inne konie prawie cały czas trenują. Zajmij się nimi.
Przewróciłam oczami i podeszłam do białego araba.
- Ty jesteś pewnie White, co...? - mruknęłam do siebie.
Jeździłam szczotką po jej zaskakująco czystej sierśći. To też piękny koń... ale... Tym razem nie czułam nic niezwykłego. Przed oczami miałam tylko biel. Żadnych innych odcieni. Westchnęłam.
- Możesz iść do niej - usłyszałam głos, który tym razem nie należał do Lisbeth.
Odwróciłam się.
- Joshy...?
Milczałam chwilę zastanawiając się czemu jest tu o tak wczesnej porze, kiedy nagle oprzytomniałam.
- Przyszedłeś po Lemon, tak? Przepraszam, nie zdąrzyłam jej jeszcze przygotować...
- Nie, nie. Nie po to tu jestem.
- Hm?
- Przyszedłem ci pomóc.
- Pomóc? Mi...?
Pierwszy raz spotykam się z gościem stajni, który z własnej woli postanawia pomóc której kolwiek ze stajennych. Ten chłopak coraz bardziej mnie zaskakuje...
- Ja się zajmę White, a ty wróć do swojej ulubionej klaczy.
- Ulubionej...?
- Przecież widać to z daleka.
Moje pytające spojrzenie  nieźle go rozbawiło. Postanowiłam więc wrócić do szczotkowania mojej ulubionej klaczy.
- To co, czemu mi pomagasz? Ktoś ci za to płaci? - spytałam podejrzliwie.
Wybuchnął śmiechem.
- N-no co?!
- Jesteś naprawdę zabawna.
- Nie odpowiedziałeś...
- Czy to takie dziwne? To w końcu konie należące do mojej rodziny. Nie widzę powodu, dlaczego miałabyś od rana się nimi opiekować.
- To moja praca...
Pokręcił głową.
- Nie będę siedział bezczynnie, podczas gdy ty ciężko pracujesz. Nie jesteś tu od usługiwania mi. Ja mam dużo czasu, sam mogę zrobić parę rzeczy.
Na chwilę zapadła cisza i było słychać tylko odgłos szczotki szorującej po sierści. Przerwał to ten kogut. Ten sam, który cały czas nawet w dni wolne pieje wcześnie rano. Czasami nawet cały dzień... Zatkaliśmy uszy pod wpływem bardzo głośnego dźwięku.
- On zawsze tak wrzeszczy? - spytał Joshy próbując przekrzyczeć hałas.
- Nie, tylko czasami.
- Co?
- Powiedziałam, tylko czasami!
Roześmiał się znowu, a ja lekko uniosłam kąciki ust. Nagle arab tupnął głośno kopytem i zarżał.
- Wystraszyła się.
Pracuję w stajni długo, ale Johanna nigdy dokładnie nie wyjaśniła mi jak postępować w takich sytuacjach. Raz za razem rozbrzmiewało pianie koguta, a klacz stawała się coraz bardziej niespokojna.
W takich sytuacjach działałam odruchowo.
- Ciii... Cicho...
Spróbowałam powoli zbliżyć dłonie do jej pyska. Szarpnęła głową i cofnęła się o parę kroków.
- Ej, spokojnie... To tylko kogut.
Podeszłam powoli, błagając w myślach, żeby nie stanęła dęba.
- Tylko kogut... Taki głupi ptak...
Starałam się nie okazywać zdenerowania, ale ręce już mi się trzęsły.
Nie bój się. Tu jesteś bezpieczna. Ja cię przed wszystkim ochronię.
Jeszcze przez chwilę się wahała. W końcu poczułam dotyk sierści. I poczułam coś niezwykłego. Spojrzałam jej w oczy. Coś dziwnego działo się w środku mnie. To było dziwne... I zaskakująco przyjemne.
- Raven...
Odwróciłam się nadal mając pod ręką gładką sierść.
- Jak ty to...
- O co chodzi.
- Nie no... Ona zawsze jest bardzo płochliwa... to główny powód, dla którego ojciec chce ją sprzedać.
- Przecież to nie było nic wielkiego... Nie przestraszyła się aż tak bardzo.
- Bo szybko zareagowałaś. By ją uspokoić musieliśmy się naprawdę postarać... Zawsze tak było.
- Naprawdę?
- Nie wiem, przez większość czasu jest spokojna tylko czasami... Denerwuje się z byle powodu. Nie zawsze nawet przyczyną jest hałas.
Spojrzałam jeszcze raz na nią.
- Przy tobie jest spokojniejsza.
Dlaczego? Dlaczego akurat przy mnie? Wszystkie te słowa, które wypowiada Joshy... Czy to tylko na pokaz? Czy naprawdę chcę być moim przyjacielem...? Ciężko mi... Komukolwiek zaufać...
- Szkoda, że nie jeździsz. Myślę, że stajnia mogłaby ją odkupić. Nigdy nie wiadomo do jakiego właściciela trafi.
Coś we mnie drgnęło. Pomyślałam, że mogłabym ją widzieć codziennie i na niej jeździ...
Potrząsnęłam lekko głową zanim dokończyłam tę myśl.
- Muszę coś załatwić...- powiedziałam cicho.
- Jasne.
- Dzięki za pomoc.
- To ja dziękuję.
Uśmiechnęłam się i ruszyłam ścieżką prowadzącą na główny padok stajni Jorvik. Zawsze miałam trochę czasu kiedy udawało mi się wcześniej wyjść z pokoju. Potrzebowałam długiego spaceru, żeby to wszystko przemyśleć. Idąc naokoło padoku dostrzegłam Hermana. Tylko on mógł tu stać o tak wczesnej porze.
- Cześć - odezwał się jako pierwszy.
- Cześć...
- Co tu robisz? Nie powinnaś być w stajni?
- Właśnie cię chciałam spytać o to samo...
Roześmiał się krótko.
- Herman...?-  zaczęłam niepewnie.
- Tak?
- Wiem, że to nieodpowiednie pytanie, ale jak dużym funduszem dysponuję stajnia?
Zastanowił się chwilę. Wiem, że raczej nie chciał mi zdradzać sumy pieniędzy co do liczby, ale chciałam wiedzieć na czym stoimy.
-Wystarczającym, żeby wszystko się zwróciło i mieć też coś w zanadrzu.
- Aha...
- No i oczywiście, żeby kupić nowego konia.
Gwałtownie odwróciłam głowę w jego stronę.
Tym razem roześmiał się na dobre.
- N-no co?!
- Trafiłem w sedno, prawda?
- Skąd wiesz...?
- Słyszałem od Lisbeth, że ostatnio bardzo starannie wykonujesz swoje obowiązki.
- A co, wcześniej to nie starannie?!
Zrobiłam obrażoną minę.
- Raczej wątpię, żeby ktoś sprzedawał taką piękną klacz.
- Pokazała ci ją?
- Tak.
- Ona jest na sprzedaż.
Herman uniósł brwi.
- Za jaką cenę?
- Nie wiem, nie pytałam...
- Owszem na konia, nas stać i to nie na byle jakiego... I tak planowałem jakiś zakup w tym sezonie...
Rozszerzyłam oczy. Czy to możliwe? Herman ją kupi? Ale zaraz przypomniałam sobie o czymś istotnym. Joshy powiedział, że do jego ojca napływają liczne oferty. To znaczy, że Herman nie będzie mógł kupić jej po zwykłej cenie...
- Ale nie mogę przepłacać - dodał po chwili.
Przygryzłam dolną wargę.
-  No i jest jeszcze jeden problem.... Mamy naprawdę dużo koni, którymi trzeba się zająć... A kto zajmie się nią? Ktoś musi na niej jeździć, trenować ją... A ty nie jeździsz.
- A jeśli znajdę jakiegoś jeźdźca z naszej stajni, który znajdzie na to czas?
- Pomyślę nad tym...W wolnej chwili przyjdę obejrzeć tą klacz i zobaczę jaką mogę złożyć ofertę.
Kiwnęłam głową.
- Dziękuję.
Zawróciłam w stronę stajni.
- A jeszcze jedno -powiedział.
Spojrzałam przez ramię.
- Daj szanse też innym koniom.
*   *   *
Wysprzątałam trzy pastwiska, oporządziłam pięć koni, poszłam po owies do rodziny Sunfield i odebrać lekarstwa od weterynarza w Jarlaheim. I tam właśnie spotkałam Ivy. Nie spieszyło mi się do z powrotem. Wypełniłam już wszystkie moje obowiązki. Więc bez oporów dałam się zaprosić do kawiarni.
- Gdzie najpierw byłaś kiedy przyjechałaś do Jorvik? - zapytałam.
- Byłam w Jodłowym Gaju.
- Jodłowym Gaju...?
- Yhm! - kiwnęła z entuzjazmem i upiła łyk zimnego napoju - To naprawde piękne miejsce! Sama natura. A widoki z góry? Było cudownie!
- Są tam zawody?
- No jasne, że są! Zdobyłam pierwsze miejsce - uśmiechnęła się z dumą.
- Naprawdę? - spojrzałam na Angel. Wygląda na szybką.
- Nie żeby to były jakieś prestiżowe zawody, czy coś...Ale zawsze warto się sprawdzić.
- Widziałaś jeszcze jakieś inne miejsca w Jorvik?
- Golden Hills - odparła z rozmarzeniem w głosie.
Była w Golden Hills...? Ale jak...?
- Przecież...Przecież bramy są zamknięte...
- Mój wujek pracuję w porcie. Dostałam się tam statkiem.
- I co? Podobało ci się? Jak tam jest? Naprawdę przez cały rok panuje tam jesień? Mieszkańcy są mili? A jak z mieszkaniami? Można jakieś dostać? - tyle pytań cisnęło mi się na język, że nie mogłam się powstrzymać.
- Spokojnie nie wszystko naraz - zaśmiała się widząc moją determinację w oczach.
Rozmowa z Ivy należała do przyjemniejszych rzeczy w mojej nudnej codzienności. Opowiedziała mi wszystko co chciałam wiedzieć o Dolinie złotych liści. Przy niej czas mijał szybko, a ja zapominałam o problemach.
- A tak w ogóle...- zaczęła- Znasz tą starą legendę?
- Tą o Jorvik?
Kiwnęła głową.
- Myślisz, że jest prawdziwa?
- Wątpię. To tylko taka bajka, żeby ściągać turystów.
- Ale w każdej legendzie jest ziarnko prawdy, nie?
- No może i tak, ale żeby jakaś dziewczyna za pomocą jakiegoś zaklęcia zamieniła kawałek skały w wyspę?
- Nosiła w ręce światło czy coś...
- A nie kryształ?
- Co?
- A jak ona się nazywała...?
- Ai... Aidun?
-Aidan?
- Aioon?
Roześmiałyśmy się.
- Może sprawdzimy?
- Hm?
Przecież nie ma tu żadnej biblioteki...Chyba, że...
- Biblioteka jest w Centrum Jeździeckim Srebrnej Polany. Pojedziesz ze mną?
Na dźwięk tego słowa lekko zadrżałam. Pojechać...?
- Wiem, nie jeździsz. Ale ja jeżdżę.
- No nie wiem...
Wsiąść na konia? Pierwszy raz w życiu? Myślałam, że nastąpi to w trochę innych okolicznościach... Ale... Nie chciałam by Ivy pomyślała, że nie mam ochoty z nią przebywać.
- Będziemy jechać powoli, obiecuję. Angel jest bardzo spokojna. Jeśli będziesz chciała to zejdziesz.
- Um...
- Proooooszę!
- Niech będzie...
- Taaak! - zerwała się z krzesła.
- Tylko żadnych skoków!
- W takim razie wskakuj! - wskazała na siodło.
- Yyy...Ale, że teraz...?
- No, a kiedy?
Przełknęłam ślinę i podeszłam do Angel.
- Może jednak innym razem...
- Wchodź!
Westchnęłam.
- Boisz się?
- Nie da się ukryć...
- Mogę cię zapewnić, że Angel jest bardzo posłuszna.
- I bardzo spokojna, tak?
- Dokładnie.
- Przytrzymaj ją...
Ivy chwyciła prawą ręką wodzę, a drugą oparła na szyi swojego konia.
- Pomóc ci wsiąść?
- N-nie dzięki.
Włożyłam stopę w strzemię, a drugą przerzuciłam przez grzbiet. Angel się poruszyła.Wstrzymałam oddech. Ja...Wsiadłam na konia... Patrzyłam się chwilę bez ruchu na czarną lekko falowaną grzywę, gdy uświadomiłam sobie, że Ivy na mnie czeka. Cofnęłam się więc do tyłu, robiąc jej miejsce.
Wskoczyła jednym susem na siodło i wyprostowała się.
- Gotowa?
- Ch-chyba...
Dziewczyna delikatnie szturchnęła konia łydkami. Gdy tylko ruszył, mocno chwyciłam się ramion Ivy.
- Spokojnie. Zobacz. Narazie pojedziemy stępem, więc nie ma co się bać. Angel czuję, że się denerwujesz.
Wyruszyłyśmy z portu w Jarlaheim, drogą prowadzącą do Zielonej Doliny. Gdy wyjechałyśmy na rozwidlającą się drogę, z których jedna prowadziła na opuszczone pola, Ivy odezwała się:
- Możemy przyspieszyć?
- Hę...?
Całą drogę byłam skupiona, żeby utrzymać równowagę w jednym miejscu i nie spaść. Mimo, że to był tylko stęp... A ona chce przyspieszyć?!
-Eee...No...
- W takim tępię dojedziemy tam za godzinę! A jeszcze trzeba wrócić...
- Wiem, ale...
- Nie zdążymy przed zmierzchem!
Wypuściłam wstrzymywane powietrze.
- Dobra...Tylko...Nie za szybko....
- W kłusie byłoby ci raczej nie wygodnie... Więc od razu przejdziemy do galopu.
- Yhm...Czekaj, co?!
- Liczę na ciebie Angel - szepnęła jej do ucha - Pokaż Raven najlepszy galop na jaki cię stać.
Klacz ruszyła przed siebie galopem, a ja odruchowo oplotłam ramiona w okół Ivy.
- Za szybko!
Jednak nie zwolniła. Schowałam twarz w jej kurtce. Muszne przyznać, że się bałam. Chciałam, żebyśmy były już na miejscu.
- Zwolnij...! Proszę...!
Nadal jechałyśmy z tą samą prędkością.
- Raven - odezwała się.
- Co...?
- Popatrz.
- N-na co...?
- Popatrz...
Powoli wystawiłam głowę. Nie wiem. Nie wiem czemu... Przecież widziałam już opuszczone pola wiele razy.
Ale teraz... Ten kawałek wyspy wydawał mi się zupełnie inny. Wszystko było takie...
- Kiedy jesteś na grzbiecie konia, wszystko wygląda inaczej - powiedziała.
To dlatego, że jestem na grzbiecie konia? To dlatego tak bardzo podoba mi się teraz to miejsce?
Na chwilę zapomniałam o prędkości. Zapomniałam o tym, że siedzę pierwszy raz w życiu na koniu. Poczułam wiatr we włosach i ciepłe letnie powietrze smagające moją twarz. Poczułam też coś innego. Nie wiem dokładnie co to było...Na swój sposób było to przyjemne. Uniosłam głowę patrząc na niebo i powoli zachodzące słońce. Uniosłam prawą dłoń w górę...I potem drugą. Zamknęłam na chwilę oczy. I cieszyłam się tą niesamowitą chwilą na grzbiecie konia.

*   *   *
- Tutaj jest! - krzyknęła Ivy i podbiegła do mnie z książką o legendach Jorvik.
- Zobaczmy.
Usiadłyśmy na krzesłach i otworzyłyśmy książkę.

Legenda mówi, że wyspa Jorvik była skałą na zimnym, głębokim morzu, gdy pewnej burzowej nocy na ziemię spadła gwiazda. Dziewczyna na koniu wyłoniła się z płomieni. 
Jechała w chwale przez burzę, pozostawiając za sobą spokój i ciszę, nosząc światło i złotą harfę.
Dziewczyna wraz z koniem dotarła do martwego brzegu, gdzie rzuciła swoje światło, w sam środek wyspy. Życie zaczęło kłębić się na wyspie, a to co kiedyś było zimne i ciemne zostało zmienione w ciepłe i jasne. Według legendy konie Jorvik posiadają specjalną wieź z wyspiarzami.
Głęboko pod wodą, antyczne siły zła znane jako Garnok, były uśpione od początków czasów. W sekrecie mistyczni strażnicy Aideen walczyli z ciemnością i bronili Jorvik przed tymi, którzy pragnęli je zniszczyć. 
W chwilach rozpaczy braterstwo sióstr, Jeźdźców Dusz przybędzie by ocalić wyspę, od zła, które stara się rozerwać świat na kawałki. Mówi się, że braterstwo sióstr prowadzone przez odważną dziewczynę, na grzbiecie konia, przywróci nadzieję i światło, tym którzy wierzyli, że wszytko już starcone i rozprawi się z Garnokiem raz na zawsze.

 Każda z nas przeczytała legendę w myślach, zastanawiając się nad jej znaczeniem.
- Jeźdźcy dusz...? Garnok? Aideen?
Wstałam z krzesła.
- Nie ma mowy, że w to uwierzę.
- Raven...
- To by oznaczało, że gdzieś w oceanie Garnok nadal istnieje, a siły zła próbują go uwolnić.
- To rzeczywiście dziwne, ale...
- Czyli, że naszą wyspę zaatakuję morski potwór?
- Jednak...I tak uważam, że w tej legendzie kryje się prawda - powiedziała.
- W takim razie kto może być tym jeźdźcem dusz? A strażnicy Aideen? Czegoś takiego nie ma.
- A co...Co myślisz o druidach?
- Kim?
- Ci z ValeDale. Myślisz, że czemu chodzą w takich strojach?
- Może to jakaś tradycja...
Ivy pokręciła głową.
- Mówię ci, to nie może być zmyślone. Teraz jak tak sobie myślę, to rzeczywiście mamy na fladze harfę Aideen.
- To zwykła harfa...
- Ale to, że mieszkańcy posiadają specjalną więź to prawda.
- Z tym akurat też się zgodzę.
- Jak myślisz? Spotkałyśmy kiedyś jeźdźców dusz? Żyją jak normalni ludzie, czy może przebywają w ukryciu?
- Ivy...
- Naprawdę chciałabym ich poznać...Kto wie może jedna z nas zostanie tą odważną dziewczyną - popatrzyła na mnie z uśmiechem.
- Na mnie nie patrz. Nawet nie jeżdżę na koniu. A poza tym przyjeżdżają tu setki innych dziewczyn. Jeśli już zakładamy, że ktoś dopiero zostanie tym jeźdźcem to raczej ktoś kto oddaje koniom swoje życie.
Na chwilę pomyślałam o Lisbeth.
- Pewnie masz rację...
Zapadła chwila ciszy.
- No dobra to chyba będziemy się zbierać. Zaraz się ściemni. Nie chcę, żeby jakaś nie miła przygoda przytrafiła nam się w lesie.
- Co masz na myśli? - od razu pomyślałam o jakiś zagrożeniach z legendy.
- Jakieś zwierzę może nam wpaść pod nogi czy coś.
Odetchnęłam.
Wyszłyśmy na zewnątrz i wsiadłyśmy na Angel.
- Mogę od razu galopem?
-Yhm...
Angel poderwała się z miejsca i ruszyła w drogę powrotną. Głowę wypełniały mi myśli o legendzie. Nie potrafiłam myśleć teraz o czym kolwiek innym. Dlaczego tak trudno mi o tym zapomnieć? Przecież w to nie wierzę... A może tylko chciałam nie wierzyć...
- Ivy...
- Hm?
Popatrzyłam na ocean.
- Myślisz, że Garnok...Naprawdę istnieję...?
-Raczej trudno w to uwierzyć...Nawet jeśli to nie ma się czym martwić. Jeźdźcy dusz nas uratują.

*   *   *
Wróciłyśmy do stajni dosyć późno, ponieważ Ivy uparła się żeby pojeździć trochę po okolicy. Nie mogę zaprzeczyć...Podobało mi się.
- Przepraszam, że musisz zająć się Angel! Wynagrodzę ci to, obiecuję! - jęknęła Ivy.
- Nie ma sprawy. Idź już.
- Do jutra!
Musiałam oporządzić Angel dlatego, że jej właścicielka wróciła o wiele za późno. Zapomniała, że jej tata miał omówić z nią plany kolejnej wycieczki. Zamierzał wyjechać z Jorvik już jutro i musiał zaplanować Ivy co jeszcze miała zobaczyć na wyspie.
Rozsiodłałam Angel i pogłaskałam jej miłą w dotyku sierść.
- Dziękuję...Za dzisiaj.
Parsknęła cicho.
- Nareszcie zajmujesz się kimś innym - usłyszałam przyjazny głos.
- Hej Lis...
- Gdzie byłaś? - spytała zaciekawiona.
- W bibliotece.
- Naprawdę? W Centrum Jeździeckim?
Kiwnęłam głową.
- Nie wiedziałam, że lubisz czytać.
- Ta...No nie do końca, ale...
- Hm?
- Lisbeth...Znasz legendę Jorvik?
- Oczywiście. Uwielbiam ją. To ona sprawia, że Jorvik jest takie... Magiczne.
- Wierzysz w nią...?
- Na początku myślałam, że to tylko bajka, ale kiedy byłam w pokoju Hermana, żeby mu coś powiedzieć, zauważyłam pełno książek właśnie o legendzie. Wszędzie leżały też jakieś kartki z obliczeniami i różnymi symbolami...
- Hermana? On też się tym interesuję?
- Na to wygląda.
- A jeźdźcy dusz... Myślisz, że to ktoś z Jorvik?
- Tego nie wiem. Zastanawia mnie czy jeźdźcy dusz zostali już wybrani czy może stanie się to dopiero w chwili zagrożenia...
- Jest jeszcze ten piąty...
- Ale on raczej nie istnieje.
- Co...?
- Czytałaś jedną z tych nowszych książek, prawda? Te starsze nie uwzględniają piątego jeźdźca. Nie uważasz, że to doskonały pomysł na ściągnięcie tu więcej dziewcząt?
- Jak to?
- Każda, która wierzy ma nadzieję, że nim zostanie. Ja też... tak myślałam...
Czyli Lisbeth się zastanawiała... 
- Ale jak widzisz wieź z koniem musiałaby być naprawdę specjalna. Przecież wiesz ile dziewczyn oddaje całe swoje życie jeździe konnej. To musi znaczyć, że to nieprawda.
- A jeśli zostaną powołane w chwili zagrożenia? Wtedy któraś z nich...
- Czyli zakładamy, że legenda jest prawdziwa? - przerwała mi.
No tak... Zaczęłam mówić tak jakbym widziała wszytko na własne oczy.
- Nieważne... - wymamrotałam - Zapomnij o tej rozmowie.
Skończyłam czesanie Angel i odstawiłam ją do boksu. Postanowiłam zostawić Lisbeth sam na sam ze jej ulubionym zajęciem. 
- Raven, jeszcze coś.
Spojrzałam w jej stronę.
- Słyszałam, że w następnym tygodniu rodzina z tymi arabami wyjeżdża.
Głos uwiązł mi w gardle. Nie mogłam nic odpowiedzieć więc ruszyłam w stronę pokoju. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam biec. Jak to wyjeżdża...? Myślałam, że zostaną dłużej...
Zatrzasnęłam drzwi do pokoju gdy znalazłam się już w środku. 
Nie rozumiem. Nie rozumiem siebie. Co się ze mną dzieję? Czemu w środku coś mnie boli... Przecież to było tylko parę dni... Ale Herman...Może ją kupi... Tylko, że nie znam żadnego jeźdźca, który mógł by się nią zająć.
Potarłam oczy wierzchem dłoni. Jest tylko jedno wyjście. Muszę to zrobić jeśli chcę, żeby tu została.

Nauczę się jeździć konno.

1 komentarz:

  1. Och, jak kocham twoje opowiadania!!! Pisz szybciej kolejne rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń