niedziela, 26 czerwca 2016

Rozdział 26.1

Ten rozdział jest rozdziałem specjalnym. Postanowiłam zapoznać was trochę bardziej z przeszłością Raven. Może wtedy jej wieź z Cinnamon będzie wydawać się mocniejsza. Raven nie zawsze kochała konie i nie wiązała z nimi swojej przyszłości. Oto, krótka historia jak jej życie stopniowo zmieniało się przez pewną klacz. 
Rozdział 26.1
część I
Jestem Raven Icelake. Mam obecnie 14 lat. Mieszkam w okolicach stajni Jorvik. Wyspa jest naprawdę piękna, ale przeszkadza mi jedno... Konie. Są wszędzie. Stanowią główny  środek transportu i no cóż... Także główną atrakcję. Co roku tysiące turystów przyjeżdża tu ze swoimi końmi by cieszyć się piękną przyrodą i krajobrazem Jorvik. Tak jak wspomniałam mieszkam tu. I to w pobliżu najbardziej zatłoczonego w lecie miejsca. Pomimo tego, że na wsypie znajduję się dużo stajni, wszyscy chcą przyjeżdżać właśnie do stajni Jorvik. Tłumaczyłam to sobie tak, że gdyby bramy do Golden Hills były otwarte połowa ludzi straciłaby zainteresowanie tym miejscem. Chociaż myślę, że przez to całe zamieszanie z bramami stajnia Złotych Liści straciła prestiż... Przez to, że w Jorvik nie ma taksówek, tylko podwózki przyczepą dla koni rzadko wybieram się gdzieś poza tereny Urodzajnych Hrabstw, które i tak, oczywiście wliczając Eponę są całkiem duże. Dlatego większość terenów znam tylko z książek i zdjęć.Wracając do tematu... Konie... Nie lubię ich. Nigdy za nimi nie przepadałam chociaż pracuję w stajni. Tak wiem. To dziwne. Według większości, jestem osobą, która ma wyjątkowe szczęście. Dlatego, że mieszkam w miejscu, które jest marzeniem prawie każdej dziewczyny. Teraz gdyby ktoś chciałby przeprowadzić się do Jorvik miałby małe szanse. Nieliczne budynki mieszkalne są zajmowane przez obywateli, a jedyną szansą na zatrzymanie się tu jest znalezienie miejsca w hotelu. Nikt nie chce odsprzedać działki na takim terenie. Dziwne jest jeszcze to, że przez te wszystkie lata ani razu nie dosiadłam konia i nie podjęłam próby jazdy. Czasem stajenni pytają mnie : ,, Jak to możliwe, że ani razu nie próbowałaś?!'' albo ,, Nigdy nie chciałaś poczuć jaka to przyjemność?'' A ja tylko czekałam na moment w którym ktoś mnie oświeci co w tym fajnego. W szkole udało mi się zaprzyjaźnić z czterema dziewczynami : Lisą, Lindą, Alex i Anne. Jednak zawsze czułam, że nie jestem z nimi jakoś szczególnie zżyta, ponieważ one zawsze po lekcjach jeździły na przejażdżki.A na przerwach głównym tematem do rozmów były konie. Często jeździły po za Urodzajne Hrabstwa, często wymigując się od moich pytań gdzie jadą i co robią. Jednak cieszyłam się, że mogłam się do kogoś odezwać. I jeszcze sprawa z rodziną... Nie mam jej. Nigdy nie miałam. Odkąd pamiętam wychowywano mnie tu w stajni. Nie znam moich rodziców. Nikt nie znał. Zaopiekowała się mną Johanna, która długo już tu pracuję i Herman, właściciel stajni. Pogodziłam się z tym wszystkim i zaczęłam pracę, jako stajenna. 

*   *   *
Sezon letni niedawno się zaczął więc czekało mnie dużo pracy. Zwlokłam się z łóżka obudzona promieniami słońca i przebrałam się w strój, który najbardziej nadawał się do mojego zajęcia. Wysokie czarne kalosze, ciemno brązowe spodnie i zwykłą białą koszulkę z napisem ,,I <3 Jorvik''. Takie koszulki były niezwykle popularne wśród turystów, a ja robiłam za reklamę. Wyszłam na zewnątrz zamykając za sobą drzwi na klucz. Spojrzałam na niebo mrużąc oczy. Nie było ani jednej chmury. Było dziś dosyć gorącą, ale nikogo z tu obecnych nie zniechęcało to do jazdy. A dla mnie oznaczało to jeszcze więcej roboty...
- Cześć Raven! - zawołała jedna ze stajennych.
Machnęłam ręką na powitanie kierując się prosto do stajni. 
- O... - wyrwało mi się gdy zobaczyłam parę nowych koni.
- Mamy sześciu nowych gości - powiedziała Johanna z uśmiechem widząc mnie zdezorientowaną.
- Aż sześciu...? - jęknęłam.
Kobieta parsknęła śmiechem. Westchnęłam i chwyciłam wiadro. Poszłam do studni je napełnić. Stajnia od samego rana tętniła życiem. Wszystkie padoki były pozajmowane, a w kolejkach ustawiały się następni jeźdźcy. Cóż... Dla instruktorów to też będzie męczący dzień. Zaniosłam ciężkie od wody wiadro i nalałam każdemu z koni. Większość z nich była teraz na pastwiskach z powodu braku miejsca w stajni. Od razu poczułam napływającą mnie irytację gdy pomyślałam o taszczeniu ciężkiego wiadra parę razy w tą i z powrotem.
- Na koniu było by szybciej - szepnęła mi do ucha Johanna widząc moją minę.
- Przecież wiesz, że nie umiem jeździć...
- Ile razy proponowałam ci naukę?
- Ile razy o tym rozmawiałyśmy...?
Johanna odeszła zrezygnowana. Naprawdę chciała bym nauczyła się jeździć i czerpać choć trochę przyjemności z tego co robię. Wiem, że byłam dla niej niemiła i powinnam się zmienić, ale... Gdy już postawię na swoim chcę to utrzymać do końca. Spojrzałam na naszych nowych czteronogich gości.
Trzy araby, jeden andaluzyjski, jeden fryzyjski i jeden morgan. 
- Jak tam podróż? - spytałam karcąc się w myślach, że właśnie zagadałam do koni. Jedna klacz arabska, którą właśnie oporządzałam stuknęła kopytem. Była...była dosyć... No dobra. Była piękna. Pośród tych wszystkich maści ona wyróżniała się najbardziej.
- Jaka to maść? - spytałam Lisbeth, jednej ze stajennych, która często mi pomaga.
- Sabiano. Śliczna, prawda?
Ledwo zauważalnie kiwnęłam głową. W przeciwieństwie do mnie Lisbeth miała bzika na punkcie koni. Nie potrafiła bez nich żyć. Jej motto brzmi : ,, Dzień poza stajnią, dniem straconym''.
- Skąd się tu wzięła?
- Jakaś bogata rodzina przyjechała tu z pięcioma arabami...
- Pięcioma?!
- Yhm... Tu stoją tylko dwa z nich.
Popatrzyłam na araby.
- A ten trzeci? - wskazałam palcem na gniadego.
- On należy do jakiejś dziewczyny. Miała na imię... Ivy...? Jakoś tak.
- Raven pospiesz się i zanieś wodę koniom na pastwiskach! Dzisiaj jest naprawdę gorąco! - krzyknęła Johanna.
Bez dalszych narzekań ruszyłam w stronę pastwisk z pełnym wiadrem.
*   *   *
Robiłam już drugą kolejkę z tym durnym wiadrem. Tym razem przechodziłam obok padoku. Dosyć spory tłum zebrał przy ogrodzeniu. Jak później zauważyłam, głównie dziewczyny. Zatrzymałam się i nadal trzymając ciężki przedmiot próbowałam się wychylić by coś zobaczyć.
Na czarnym jak smoła koniu czystej krwi arabskiej jechał młody chłopak. Może o rok starszy ode mnie. Dziewczyny piszczały podczas gdy on wymijał beczki w slalomie z nadzwyczajną prędkością i skakał przez przeszkody z taką łatwością jakby robił to od zawsze. Muszę przyznać, że trochę mi tym zaimponował. 
Po przejechaniu wyznaczonej sobie trasy zatrzymał się gwałtownie i uniósł rękę w górę. Rozległy się brawa i wiwaty. Zostałam jeszcze na chwilę by zobaczyć jak okrąża stępem padok machając i przybijając piątki. Jakieś dwie dziewczyny przybiegły pędem ze stajni. Wepchnęły się siłą przede mnie przez co upuściłam wiadro, z którego... Cała woda się wylała... Złapałam się ręką za głowę spoglądając ze wściekłością i zrezygnowaniem na to wszystko.Odetchnęłam głęboko by się uspokoić i powlokłam się do stajni.
- Napoiłaś już te konie? - spytała Joanna.
Otworzyłam usta, ale nie zdążyłam  odpowiedzieć bo wybuchła śmiechem. Jej  wzrok przez chwilę skupił się na... nie chce już wypowiadać słowa tego przedmiotu... Napełniłam je ponownie wodą po czym ruszyłam tą samą ścieżką. Chłopak nadal tam stał, ale grupa dziewczyn zmniejszyła się już o ponad połowę. On nadal siedział w siodle i z pogodnym uśmiechem z nimi rozmawiał. Zatrzymałam się na chwilę. Nagle przerwał i popatrzył na mnie. To był ten moment, w którym powinnam się oddalić. Ruszyłam więc w stronę pastwiska. Nagle usłyszałam dźwięk kopyt i czyjś głos.
- Pomóc ci z tym?
Odwróciłam się i stanęłam dokładnie przed pyskiem czarnego araba. Wstrzymałam na chwilę oddech.
- Pomóc ci z tym? - powtórzył. W jego głosie nie brzmiała nawet nuta zniecierpliwienia tym, że nie odpowiadam. Spod czarnego toczka wystawały mu trochę potargane, jasno brązowe włosy. Wpatrywałam się w niego bez słowa gdy nagle zorientowałam się, że zadał pytanie. Moje policzki natychmiast zrobiły się gorące.
- Nie dzięki...
- Nie powinnaś tego nieść. Na pewno jest ciężkie.
- Poradzę sobie... Z resztą fanki na ciebie czekają - wskazałam głową w stronę piorunujących mnie wzrokiem dziewczyn.
- Poczekaj- powiedział, a potem krzyknął - Dziewczyny dzisiaj muszę coś załatwić. Widzimy się jutro!
Wydały z siebie jęki niezadowolenia oddalając się powoli.
- Nie musiałeś tego robić...
- I tak nie miałem ochoty z nimi gadać.
Nie wiem czy chciał mi zaimponować, ale uważam, że nie było to miłe.Niestety do obcych ludzi, nieważne czy to chłopak czy dziewczyna, nie jestem w stanie zwracać się tak bezpośrednio jak do Joanny. Jestem wtedy na ogół dla nich miła i tak jest też w przypadku denerwujących ludzi. No chyba, że naprawdę wytrącą mnie z równowagi...
- Daj - wyciągnął rękę.
Bez słowa podałam mu wiadro.
- Ciężkie! - uniósł brwi do góry - Jak dałaś radę to przenieść?!
Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Wsiadasz?
- Hm..? Nie, nie! Dzięki... Przejdę się.
Ruszyliśmy na wybieg.
- Gdzie twój koń? - spytał.
- Nie jeżdżę konno.
- Co?! Naprawdę?!
- Yhm.
- Żartujesz!
Pokręciłam głową.
- Pierwsza dziewczyna w Jorvik, która nie jeździ na koniu! Mogę dostać autograf?
Stłumiłam ręką śmiech.
- To raczej ja powinnam cię prosić o autograf. Nieźle jeździsz. 
- Dziękuję. Ale skąd wiesz, że dobrze mi to wyszło skoro sama nie jeździsz?
- Mam okazję obserwować profesjonalnych jeźdźców przy prawie każdej okazji. Umiem ocenić kto jeździ dobrze a kto nie.
- W takim razie czuję się zaszczycony.
Po tej krótkiej rozmowie zmieniłam całkowicie o nim zdanie. Myślałam, że pewnie woda sodowa uderzyła mu do głowy skoro tyle dziewczyn za nim szaleje. Ale w rzeczywistości jest całkiem miły. Ciszę przerwałam tym razem ja.
- Ten koń w stajni... Arabski... Jest twój...?
- O którego chodzi? O White czy o tą drugą?
White to pewnie ta biała...
- Tą drugą.
- Oba są moje, a tak właściwie mojej rodziny.
Czyli jednak.
- Mama i tata teraz mają lekcję, ja jeżdżę na Lemon, a White i tamta są w stajni. W sumie pięć.
Odłożyłam na bok kwestie finansowe i pytania o zamieszkanie. Interesowała mnie teraz tylko ta klacz.
- Tamta...? Jak ma na imię...?
- Nie ma.
- Nie ma?
- Nie nadaliśmy jej jeszcze.
- Czemu?
- Nie chcemy się do niej przywiązywać. Wkrótce zostanie sprzedana.
Coś we mnie drgnęło.
- Komu?
- Jeszcze nie znaleźliśmy odpowiedniego kupca, ale do ojca zaczęły napływać liczne oferty.
- Aha...
Dotarliśmy na miejsce. Chłopak podał mi wiadro a ja wlałam je do koryt. Konie od razu przybiegły zwabione dźwiękiem wody, który w takie upalne dni był naprawdę przyjemny. Popatrzyłam na nie z uśmiechem.
- A tak w ogóle... Jak się nazywasz? - spytał, a do mnie właśnie dotarło, że nawet się nie przedstawiliśmy.
- Raven.
- Raven... Ładne imię. Ja jestem Josh, ale proszę nie mów tak na mnie, naprawdę tego nie lubię.
- W takim razie jak mam do ciebie mówić?
- Joshy.
- Joshy...?
- Od razu lepiej brzmi.
Naprawdę przyjemnie było z nim rozmawiać zwłaszcza, że rzadko był tu ktoś taki, gdy nagle przypomniałam sobie, że mam pełną obowiązków w stajni. O rany! Dostanie mi się za to od Johanny...!
- Muszę iść!- wyrwało mi się niespodziewanie.
- O...
- Przepraszam!
- Spotkamy się jeszcze? - spytał kiedy już biegłam.
- Jasne! - krzyknęłam i popędziłam co sił do stajni



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz